poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Siz rozdział 20

-Może się z tego wygrzebie.
-Ale proszę pana co mu dokładnie jest?
Zapytała Sara. Jej głos był coraz bardziej zdenerwowany.
-Księżniczko jestem Taimons lekarz dworny.-Spojrzał jej w oczy i dodał.-Nie jest za dobrze. Stracił mnóstwo sił. Ma kilka złamań oraz dużo siniaków i ran. Wątpię że jeszcze w tym tygodniu w ogóle się ocknie choć na chwilę.
Sara spojrzała na leżącego na wielkim łóżku chłopaka. Znowu zbierało się jej na płacz. Spojrzała sobie na racę z trudem powstrzymując łzy.
-Dobrze dziękuję.
-Przyjdę za jakieś dwa dni i zobaczę co z nim. Tym czasem muszę już iść.
Uśmiechną się i wyszedł. Sara spojrzała na służących zebranych w pokoju aby pomóc doktorowi.
-Wy także możecie już iść.-Istoty wyszły w pokoju został tylko Shargon. Sara zwróciła się do niego.-Powiedziałam że możecie już wyjść.
-Przepraszam nie wiedziałem-odpowiedział zdziwiony.-Dobrze już idę.
-Wybacz. Poradzę sobie. Chcę pobyć z nim sama. Proszę.
-To zrozumiałe.
Wyszedł. Bez niego i innych w pokoju zrobiło się cicho. Ta cisza pozwoliła Sarze się uspokoić. Jednak patrząc tak na pokrzywdzonego Ri nie opanowała tego spokoju zbyt długo. Wybuchła płaczem. Po policzkach poleciały jej łzy które do tej pory powstrzymywała z wielkim trudem.
Podła  bezbronnie na kolana przy łóżku. Bez obecności chłopaka czuła się taka bezbronna. Wiedziała że on tu jest ale nie był obecny na zwykły sposób.
Wzięła jego dłoń w swoją. Nawet tego nie zauważyła kiedy tak po prostu zasnęła na podłodze trzymając jego dłoń.
*********************************************************************
-Co... co... co jest?
Sarę obudziło nagłe światło.Wstała na wpół przytomna i otarła oczy. Kiedy już na dobre je otworzył ujrzała przed sobą piękną kobietę.
Kobieta miała kruczoczarne włosy sięgające aż do pasa, idealnie białą szatę na sobie i nieziemsko niebieskie oczy. Jej cera była biała niczym śnieg a jej malinowe usta zaczęły coś szepczeć.
-Anioł...?
Zapytała Sara. Kobieta się uśmiechnęła. I odpowiedziała jej.
-Nie skarbie. Przywołało mnie twoje łkanie. Co się stało?
Sara skrzyżowała niepewnie ręce na ramionach i spojrzała w stronę Ri.
-Nawet nie wiadomo czy przeżyje.
Kobiecie wzięło się na płacz i nie kryła tego bo z oczu popłynęły jej łzy. Wyszeptała
-Ri... ale co się stało?-teraz zmieniła ton na taki który Sara bardziej usłyszała-Możesz go uleczyć słonko tylko musisz odkryć sama w jaki sposób.
-Ale jak... kim w ogóle pani jest... ja...
-Ciiii.... Sama odkryjesz jak to zrobić .- Kobieta się uśmiechnęła.-Jestem Siz. Musze już znikać. I pamiętaj:
,,Prawda się kryje za jej obliczem
 śmierci i życia''
Po czym podeszła do niej i pocałowała ją delikatnie w czoło. Kobieta zniknęła.
 Sara spowrotem zasnęła.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Chciałabym przeprosić za to że nie mam przecinków itp. ale mi się nie chciało ^^
Post dla mojej żaby ;*

piątek, 6 kwietnia 2012

Ri rozdział 19


Kiedy służba już wyszła z komnaty Sara usiadła na dużym,wygodnym łóżku. Piękna kobieta opatrzyła ją w jakieś dwie może trzy minuty. Teraz tak siedziała jak jakaś wyobcowana i myślała o ty co powiedział jej mężczyzna. ,,to był Ri'' te słowa ciągle chodziły jej po głowie.
Po jakimś czasie przyglądania się dziewczynie powiedział.
-Co się stało?
Sara zdołała tylko wyszeptać.
-Jak to? Czy to naprawdę był Ri? Ale dlaczego on? Co się całkowicie stało?
Sara aż się poderwała z miejsca. Szargon położył jej rękę na ramieniu i powiedział kojącym głosem.
-Usiądź.-Przerwał aby wziąć głębszy wdech.-Ri nie jest zwykłą istotą jak ty czy ja. Królowa uwolniła go od klątwy. W dawnych czasach żyliśmy w zgodzie z rochalgami nawet mieszkali wśród nas. Jednak pewnego dnia zbuntowali się. Rządził u nas wtedy ostatni król Artur. Skłócili się z nami i wywołali wojnę. Kiedy po paru latach jedna z rodzin rochalgów była u nas na ziemiach rodzice zostawili pod drzwiami pałacu niemowlę. Rodzina na pewno uciekła i nie chciała aby ich dziecko było prześladowane przez nas.-Spojrzał na nią.-kiedy pod pałacem zaczął się szaszor królowa zeszła na dół. Lud chciał spalić dziecko. Jednak ona go uratowała.
-Teraz rozumiem dlaczego nazywaliście ją królową życia.
Spojrzenie Szargona powędrowało na jej twarz.
-W tamtym osobnym budynku-kontynuował.-Dokonał się cud. Królowa przemieniła to dziecko w istotę taką samą jak my. Nadała mu imię Ri. Królowa chciała aby imie tego małego coś oznaczało.
-A co oznacza Ri.
Zapytała Sara.
-W naszym świecie oznacza ono poświęcenie, odwagę i życzliwość. Ri był oczkiem w głowie królowej szanowała go jak swoje własne dziecko do końca swoich dni.
Sara wstała urzeczona ta historią.
-Poświęcenie, odwaga i życzliwość. Właśnie taki jest Ri.
Uśmiechnęła się.Po czym dodała.
-Trzeba mu pomóc i to szybko.
-Pomożesz mu ale najpierw nauczysz się paru rzeczy. Na początku poznasz mistrza Lichao. Nauczy ciebie jak panować nad ogniem. Potem nauczysz się panować na powietrzem i ziemią. Woda nie jest ci obca. Nauczysz się również jak używać korony Wioski. Potem i ja ci pomogę uratować Ri.
-Dobrze wiedzieć że będę mogła się tego wszystkiego nauczyć,ale nie mogę zostać długo. Mama wraca za tydzień.
Na te słowa mężczyzna posmutniał. Sara przyglądała się mu. Zauważyła że w oczach zbierają się mu łzy. Spytała cicho starając się aby jej głos brzmiał miękko.
-Co się stało?
Nie zdążył jej odpowiedzieć bo wokół zamku zrobił się szum. Obydwoje orzywieni wyjrzeli za okno. Sara prawie by co zemdlała widząc jakby zarysy ciała Sebastiana.
-Przecież to niemożliwe. Czy o...?
Zapytała. Spojrzała na Szargona i dosłownie wyleciała z komnaty. Biegła ile sił w nogach i wydawało się jej że zna ten zamek jak własną kieszeń. Kiedy dotarła do bram otworzyła je sama, bo nie chciała już czekać na służbę.
Kiedy otworzy ła drzwi łzy i płacz nie mogła ich po prostu utrzymać. Widziała Sebastiana na wpół żywego. Jego ubranie było poplamione i rozdarte. Widziała w wielu miejscach siniaki  i ślady krwi. Płacz nie ustawał a był jeszcze bardziej wyrazisty.
Upadła na kolana i nie wiedziała co ma robić. Patrzała tylko. Jej ciało zostało sparaliżowane strachem czy on jeszcze żyje.
W końcu ktoś ją podniósł z ziemi, a straże rozproszyli ludzi i ktoś podniósł Ri. Wprowadzili go, a Sara była przytulona do Szargona i także została wprowadzona. do środka zamku.
-Połóżcie go w mojej komnacie.
Poprosiła mężczyznę.
Szargon zostawił ją na chwilę samą i podszedł do straży.
Już po paru minutach Ri leżał na dużym łóżku Sary.
Dziewczyna spojrzała na niego. Łzy znowu jej napływały do oczu.
Chłopak był strasznie pokrwawiony. Był nie przytomny. Do sali wprowadzono lekarza.

środa, 4 kwietnia 2012

Komnata rozdział 18


Sara szła przodem po lśniących schodach. Nie mogła sie przestać oglądać, piękne zdobienia i lśniące żyrandole zrobione tak jakby z diamentów.
Doszli na samą górę schodów tam Szargon poprowadził ją do wielkich drzwi. Nie musiała nawet ich dotykać, a one same się otworzyły.
-Wejdź.
Usłyszała miły starszy głos gdzieś na drugim okńcu sali. Skoro jej pozwolono to weszła. Kiedy znalazła się juz na samym środku sali podbiegł do niej mały człowiek.
-Witaj. Nareszcie się zjawiłaś.-Powiedział kłaniając się jej.-Czekaliśmy na ciebie.-Rozejżał się do okoła po czym zapytał.-A gdzie jest mały Ri?
Sara przygryzła wargi, a w oczach zaczeły jej napływać łzy na samą myśl że oni tam mogą tera cierpiec a ona jest bezpieczna.
Szargon widząc jej zakłopotanie odpowiedział za nią.
-Mizza ich zabrała.-Spojrzał na Sarę i dodał.-Księżniczka sto czyła bitwę.
Starzec nagle się orzywił i przyglądając się dziewczynie zapytał ją.
-Czy jesteś ranna?
Sara była ranna czuła jak z rany na wysokości bioder coś ją piecze. Oszołomiona nie mogła z siebie wydać głosu więc tylkko kiwneła głową.
-Dobrze, dobrze. Szargonie zaprowadź ją do jej komnaty. Niech pozna swój nowy dom.
-Ja...ja mam konate?
Starzec sie tylko uśmiechną. Szargon spojrzał z zadowoleniem na nią i powiedział.
-W naszej wiosce krulują zazwyczaj dziewczęta. W naszej historii było tylko dwuch królów...
-Ale za to jakich.
Przerwał mu starzec. Szargon usmiechną sie do niego i zwrucił się znowu u Sarze.
-Komnata jest przekazywana z następcy na następce ronu i wszystkie rzeczy jakie pozostawili tam istoty królów i kruwlowych są teraz twoje. Chodx zaprowadzę cię tam jeśli chcesz i jesli pozwolisz to tam służba ciebie opatrzy dobrze?
-Dobrze.
Powiedziała. Szargon zwrucił się ku starcowi.
-Amenelu księżniczka pozwoliła służbie wejść do komnaty.
Satrzec się usmiechną.
-Dobrze. Bądź gotowa za pięć minut.
Szargon pokazał Sarze drogę. Szli po schodach u dołu których służba się zatrzymała. Sara się odwróciła i zapyała.
-Czemu nie idą dalej?
-Do komnaty nie ma prawa nit wchodzić bez twojego powolenia.
Sara nie zwracała już na nich uwagi gdyz poszli wezwani gdzie indziej.
Kiedy doszli do końca schodów zauważyła że stoi na wielkim drzewie.
Przed nią rozciągały się jeszcze jedna para schodów tym razem o innym odcieniu marskiego koloru. Przez nie wielką altankę prowadziły ku wielkim drzwią. Sara z Szargonem weszli. Kiedy dziewczyna dotkneła klamki poczuła jak przez nią samą przepływa fala miłego siepła. Zanim otworzyła drzwi rozejrzała się. Szczyt budynku był zrobiony z szkła. Po wszystkich stronach były iesamowite okna, a po lewj stronie było widać dojście do osobnego pomieszczenia. Sara zwróciła na to uwagę. Nie było tam ścian ani żadnych okien. W tym osobnym pomieszczeniu były tylko gałęzie potrzymujące małe szklane zadaszenie.
-Co to jest?
Spytała Sara wskazując obiekt.
-Powiem ci w środku.
Sara weszła do środka z zamkniętymi oczami kiedy je otworzyła zobaczyła miło użądzoną komnatę. Pod wilekim oknem stało duże łużo, w drugimkońcu szafu wielka szafa koło której stało duże kryształowe lustro. Przy łużku ta jakby w powietrzu wisiała lampka nocna. Przy drugim oknie stała mała toaletka. Naprzeciwko której były drzwi. Sara domyślała się że to te drzwi prwadzące do tego osobnego pomieszczenia.

-Pięknie tu. Tak przytulnie.
Sara podeszła do półki nad małym stolikiem przypominającym biurko. Dotkneła ją delikatnie, a potem wzieła w dłoń zdjęcie które na niej leżało. Przectawiało piękną kobietę z czarnymi długimi włosami o kryształowo nibieskich oczach. Obejmowała maleńką istotkę która uśmiechała sie do niej szerokim uśmiechem.

-To poprzednia królowa?
-Tak- odpowiedział z uśmiechem.-Nazywalismy ją królową życia i przetrwania.
-Dlaczego?
Sary głos wydawał się spokojny.
-Uratowała to dzieciątko przed rochlgami.
-Rochalgi?
-Straszne stwory mieszkające za oceanem.
Sara szybko skojarzyła złe trole pomagające Mizie. Odstawiła zdjęcie kiedy niespodziewanie Szargon dodał.
-Tym dzieckiem był Ri.
Sara otworzyła szeroko oczy.
-----------------------------------------------------------------------------------
Może być trochę błędów ale ni chciało mi się ich poprawiać mam nadzieję że przymkniecie na to oko


sobota, 31 marca 2012

Wioska żywiołów. Już czuj się bezpieczna. rozdział 17

Dolecieli na piękną polankę którą raz pokazał jej Ri. Stawiając znowu bose stopy na ziemi poczuła ulgę. Lot miną im spokojnie, choć lecieli dość szybko Sara zdążyła zobaczyć kilka ładnych widoków. Kiedy podchodzili do małej altanki usłyszeli gdzieś z środku lasu krzyk. Może to nie był krzyk ale raczej ryk.
Podbiegli szybko do małego pomieszczenia i staneli na samym środku.
-Goowa?
-Nie jestem pewna.
Szragon spojrzał na nią i dodał pośpiesznie, gdyż wyczuwał w wietrze, że coś się do nich zbliża.
-Musisz być pewna. Jeśli chcesz możesz wrócić do domu. Postawimy straże koło niego, będziesz bezpieczna.
-Nie-powiedziała Sara stanowczo-nie zostawię ani Katy ani Sebastiana.
-To znaczy Rikigo?
-Tak-odrzekła już zwyczajnym tonem-nie mogę się przyzwyczaić.
Zza krzaków wyłoniła się postać wściekłej Mizy. Ruszyła biegiem w ich stronę.
Mężczyzna zdążył wyjąć jednak małą skiewkę w kturej cos było. Włożył do niej rękę i wyją małą szczypte czegoś migoczącego. Sara zoriętowała się, że to pyłek.
Szargon rozpylił magiczne leciutkie coś nad ich głowami.
Miza była tak bliska dotarcia do nich, a jednak nie zdążyła.
Altanka wypełniła się miłym ciepłym powietrzem i rozjaśniła się. Sara chciała mieć otwarte oczy, aby wszystko dokładnie zapamiętać, ale nie mogła. Światło było tak silne, że musiała przymróżyć, a najlepiej zamknąć oczy.
Kiedy już je otworzyła obby dwoje stali przed piękną, złoto zdobioną bramą.
-C-co sie stało?
Wyjąkała Sara. Mężczyzna położył dłoń na jej plecach i popchną leciutko do tyłu.
-Nic. Podejdź do tego tam przycisku inaciśnij go tak mocno jak umiesz.
Jak powiedział Sara nacisneła z całejś siły ciepły złotty przycisk. Po paru sekundach po drugiej stronie bramy pojawili się dwaj wysocy mężczyźni.
-Kto tam?
Zapytał jeden z nich. Jego głos był głęboki.
Szargon podszedł do przodu razem z Sarą. Spojrzał najpierw na mężczyznę po lewej, po tem po prawej, a następnie spojrzał na Sarę.
-Ja jestm Szargon. przywudca straży z zewnątrz pan wiatru.
-Dobrze.-Powiedział jeden z nich.-Z kim przybyłeś przyjacielu.
Tym razem jego głosy był przyjacielski i melodyjny, jakby znali się od początku swoich dni.
-To jest moi drodzy Sara. Prawowita następczyni tronu Wioski Żywiołów.
Straże najwyraźniej orzywieni szybko otorzyli bramy i oby dwoej zgieli sie w pół na widok Sary.
-Proszę.-przyłożyła sobie jedną dłoń do twarzy, a następnie spojrzała na Szargona. Ten jej opowieddział.
-Mówiłem. Musisz się przyzwyczaić.
*********************************************************************************
Sara szła u boku Szargona. Za nimi szli dwaj mężczyźni. Sara nie mogła przestać się oglądać to tu to tam.
Wioska była duża. Pełna niesamowitych widoków, lasów, łąk i skarp. Pełno było w niej ścieżek, a każda z nich prowadziła gdzie indziej. Oby dwoje właśnie schodzili jedną z nich z wielkiej skarpy. Szli w stronę wielkiego pałacu obrośnietego jakimś bluszczem. Sara spojrzała w dół. Zobaczyła pełno małych domków o różnych koorach i kształtach. Zauważyła również pełno małych chodzących istot pomiędzy jakimś targiem.
-I i to wszystko jest moje?
Zapytała nie mogła już wytrzymać.
-Tak wszystko do zamku Av po sam koniec oceanu Irkil.
-Łał!!! Normalnie ci nie wierzę.
-To uwierz.-Potem dodał ciszej-jestem z ciebie dumny.
-Słucham?
-Nic choć dalej.
Sara kiwneła głową. Dotarli pod bramy wielkiego pałacu. Sarze z bliska wydawał się jeszcze ładniejszy niż z daleka. Dopiero teraz zauważyła, że bluszcz na zamku ma śliczne kolorowe i delikatne kwiaty.
-Wejdźmy.
Powiedział Szargon więc Sara weszła za nim.

sobota, 17 marca 2012

Szargon rozdział 16

Sara upadła na ziemię. Miza podeszła z szyderczym uśmiechem do niej i powiedziała.
-Wstawaj! Już się poddajesz? A nie mówiłam, żebyś od razu się poddała nie miałabyś tylu siniaków.
Sara z trudem się poniosła. To była prawda walka ją wyczerpała.  Podczas tej bijatyki znalazły się gdzieś na końcu lasu. Wtedy kobieta stuknęła nogą o ziemię i Sara padła na drzewo które przywiązało ją do siebie gałęziami.
-Myślałam, że...
-Że tylko ty-przerwała jaj Miza.-władasz czterema żywiołami? Powiem ci sekret.- przybliżyła się do jej ucha.-Ja jestem prawowitą potomkinią zmarłej królowej.- Odsunęła się i powiedziała głośniej.- I to ja powinnam zostać prawowitą władczynią Wioski czterech żywiołów. U miałam panować tylko nad wodą, ale to mi nie wystarczyło. Więc miałam prawo się nauczyć opanowania całej reszty tych mocy. 
Miza podniosła rękę a z płomieni powstałych na jej dłoni ukształtowała sztylet. Już chciała go wbić prosto w bok Sary kiedy coś odrzuciło ją do tyłu.
Upadła na ziemię, a Sarę objęła jakaś ciepła i delikatna ręka. Nie widziała twarzy, bo była zakryta cieniem drzew. Jednak po budowie ciała dowiedziała się, że jest to mężczyzna. Miała na sobie letnią koszulkę z jakiejś dziwnej tkaniny i spodnie jak u biedaka poszarpane u dołu nogawek. Stopy miał bose i to właśnie w niem Sara wzięła za oznakę tego, że jest po jej stronie.
Nie zauważając niczego rozpylił coś nad głową Miz która jeszcze się nie podniosła jakiś proszek. Po paru sekundach ta leżała na ziemi i się nie ruszała.
Postać złapała ją w pasie i podniosła do góry, po czym podskoczyła wysoko ponad drzewami i wtedy w blasku księżyca zauważyła jego twarz. Drobna twarz pasowała jak ulał do jego reszty ciała. Jego brązowe włosy trochę dłuższe niż u Sebastiana otaczały jego głowę podkreślając idealny owal. Nic nie powiedział przez pierwszą minutę, a jego szmaragdowe oczy wbijały się w przestrzeń gdzieś za nią.
Po pewnym czasie w końcu coś zdołał wyjąkać.
-Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek cię jeszcze zobaczę przez taki długi czas...-zamyślił się po czym się otrząsną i sprawiał wrażenie jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego co mówi.- Wybacz królowo ja...
Nie dała mu dokończyć.
-Kim jesteś?
Spytała ostrożnie jakby bała się odpowiedzi.
-Ja jestem strażnikiem panem wiatru. Kiedy zauważyłem, że coś się dzieje w tej okolicy od razu ruszyłem by zobaczyć co się tam dzieję.
-Powiedz mi kim jesteś na prawdę.
Mężczyzna spuścił głowę i zebrał się na całą swoja odwagę jaką miał.
-Ja...ja. Nazywam się Szargon. Tak jak już wspominałem jestem władcą wiatru.
Sara uśmiechnęła się miło do niego. Uśmiech był wymuszony bo wiedziała, że jeszcze coś przed nią ukrywa.
-Dobrze-powiedziała-jestem...
Nie dokończyła, bo mężczyzna jej przerwał.
-Wiem kim jesteś. -Przystopował.- jesteś Sara następczyni tronu w naszej wiosce.
Po czym zgiął się w pół na znak ukłonu. Wytrwał w tej pozycji jakieś trzydzieści sekund, a Sara już nie mogła wytrzymać. Położyła rękę na jego ramieniu i wymamrotała.
-Proszę...  starczy.. już już starczy.
-Ależ księżniczko.
-Proszę.
Mężczyzna skiną głową na znak zrozumienie po czym powiedział.
-Zabiorę cię do Wioski twoi ludzie cię opatrzą.
-Ale Katy i Sebastian to znacz Ri oni...
-Ranna im się nie przydasz księżniczko. Złap mnie za rękę pofruniesz ze mną.
-Pofrunę?
Przecież jestem panem wiatru zapomniałaś.-Uśmiechną się do niej kusząco.-A i jeśli pozwolisz... Widzę, że za bardzo nie lubisz jak się tobie kłaniają.
-Tak nie lubię tego zbytnio.
-Musisz się do tego przyzwyczaić, bo w Wiosce każdy będzie to robił bez wyjątku.
Chwycił ja za rękę i podskoczył do góry. Sara poczuła wiatr w włosach.

środa, 14 marca 2012

Miza! rozdział 15

Rozbite szkło leżało na całej podłodze w salonie. Sebastian zeszedł na dół, a za nim mimo wszystko Sara była z nim. Zakradli się ostrożnie, jednak nigdzie nikogo nie było. Na środku rozbitej szyby leżał duży kamień.  Sebastian ostrożnie podszedł i podniósł go. Przyczepiona była do niego kartka. Wyją ją i podała Sarze.
Na cienkim papierze srebrnym pismem było napisane.
-Nie zawsze są te lepsze dni!
 Twoja przyjaciółka ich nie miała.
 Jeśli chcesz ją uratować
 To przyjdź do lasu.
 Tam możesz ją odzyskać, ale masz czas do północy 
 Inaczej nie zobaczysz jej nigdy więcej.
Sara otworzyła szeroko oczy czytając to na głos. Spojrzała w zielone oczy Sebastiana. W oczach zbierały jej się gromkie łzy.
-Sara spokojnie nic jej nie będzie.-Podszedł i przytulił ją delikatnie do siebie.- Będzie dobrze. Choć idziemy do lasu. Pomożemy jej.
Nie zastanawiała się zbyt długo i jak tylko zamknęła drzwi od domu skierowali się ku lasowi. Pobiegli w milczeniu. Stanęli przed wejściem do lasu i spojrzeli po sobie.
-Nawet gdyby mi się coś stało-powiedział Sebastian-to chcę, abyś wiedziała że ciebie kocham.
-Ja ciebie też i pamiętaj nic ci się nie stanie.
Razem weszli do gęstego lasu. W nocy wydawał się jeszcze bardziej tajemniczy i niebezpieczny. Zaczęli biec i gorączkowo się rozglądać. 
Po pewnym czasie zauważyli dziwne drzewo. W ciemności prawie nic nie było widać więc Sara zmrużyła oczy. 
-Katy!
Zawołała. Podbiegła do przyjaciółki. Nic jej nie było ale nie mogła przejść dalej niż jakieś dwa kroki od drzewa. Wokół niej była jakaś niewidzialna tarcza której nie mogła przejść.
-Sara... uciekaj... to pułapka.
Jednak było już za późno. Odwrócili się razem z Sebastianem i zobaczyli, że byli otoczeni przez jakieś dziwne stwory.
Był one raz to nisze, raz to wyższe. Długie ulizane włosy wyglądające tak jakby nigdy nie były myte i wielkie pazury u dużych rąk. Widać było, że są silni i bardzo wściekli.
Ktoś zaczął klaskać. Odwrócili wzrok i zauważyli wysoką kobietę z spiętymi w wysokiego kitka bląd włosami. Niebiekie oczy wbijały się w oczy Sary. Szczupła postać zbliżyła się do niej i powiedziała sarkastycznie.
-No no no pięknie. Myślałam, że jesteś bardziej bystra. A jednak.
-Miza!
Krzykną Sebastian.
-O! Ja cię nie mogę. Wszystkiego bym się spodziewała, ale ty SKARBIE czemu się nabrałeś? Nie spodziewałam się tego po tobie.Zazwyczaj byłeś bardziej spostrzegawczy.
Podeszła do niego i palcem przejechała po jego policzku. Chciał podnieść rękę by ją od siebie odsunąć, ale kiedy tylko zaczął potwory zbliżyły się w kierunku Sary zaciskając coraz to mocniej swoje łapska na stalowej broni.
-Nie radziłam bym ci tego robić Ri. Brać  go !
Krzyknęła a potwory zaczęły szarpać Sebastiana. Mimo jego siły i mocy wody której zaczął używać złapały go.
-Zabierzcie go do jaskini ja niedługo przyjdę.-Potwory skierowały się ku ciemnej dróżce w głąb lasu kiedy dodała- i zabierzcie tą małą.
Pstryknęła palcami i bariera wokół Katy zniknęła, a potwory ruszyły w jej kierunku. Szarpała się, ale była bezbronna i w końcu ją związały i zaprowadziły w ślad za Sebastianem.
Kiedy zniknęli z widoku Miza spojrzała na Sarę.
-Czego chcesz?
-Ja niczego. Chcę tylko abyś się w końcu zdecydowała i oddała mi koronę wioski. Popatrz na siebie jesteś mała, słaba i nic nie umiesz. Sprowadzisz tą wioskę w biedę i nędzę.
-Zamknij się!
Krzyknęła Sara.
-Spokojnie. Skoro nie chcesz oddać jej do kogoś kto jest doświadczony to sama sobie ją wezmę.
-Nawet nie wiesz gdzie ona jest.
Powiedziała Sara. W summie ona też tego nie wiedziała. Jednak Ri powiedział jej że kiedy się wsłucha w otoczenie w las i rzekę, powietrze ciepło słońca pojawi się.
-Dobrze wiem. Pytanie czy ty wiesz?
Sara powoli już nie wytrzymywała. Zacisnęła dłonie bo pod nogami czuła płynącą wodę. Powoli zaczęła kreślić symbol i kiedy podniosła rękę woda ukazała się jej oczą. Postawiła jedną nogę do tyłu, a druga bardziej do przodu i była gotowa do ataku. Podniosła wzrok i zauważyła, że Miza tez trzyma wodę przed sobą i wykonuję tą sama pozycję. Wbiły w siebie wzrok.

sobota, 3 marca 2012

A jednak cie kocham rozdział 14

Sara słyszała już o jakiejś bójce przed klasą, kiedy wychodziły z Katy. Ruszyły w stronę odgłosów ,, Biją się''. Zamieszania na korytarzu nie dało się przegapić kiedy wyszły za zakrętu. Zobaczyła, że to Tim i Sebastian ręce jej opadły.
-Oni od początku się nie lubili co nie?
Zapytała Katy, ale Sary już nie było. Dziewczyna przebiła się przez tłum ludzi.
- Co wy tu do diaska robicie?
Zapytała krzyknięciem na nich.
-On zaczął!-krzykną Tim.
Sebastian tylko na niego spojrzał.
-On mnie uderzył.-powiedział tylko.-Miałeś na to ochotę od początku przyznaj się!
-Tak i to wielką!
-Dosyć!-Sara powoli już nie wytrzymywała.-Nie obchodzi mnie to kto zaczął! Tylko w końcu przestańcie!
-Ale kizia.-powiedział Tim.
-Nie nazywaj mnie tak nigdy więcej!-odwróciła się na pięcie i chciała już odejść.
-Sara!
-Nie!-krzyknęła. Sebastian nie słuchał i chciał do niej podejść.- Powiedziałam nie! Zostaw mnie w spokoju mam was dosyć oby dwóch. O co wy w ogóle się kłóćcie, bo nie rozumiem. A zresztą...
Odwróciła się i wybiegła z budynku. Na początku słyszała kroki biegu za nią i wszędzie by rozpoznała ten odgłos stup. To Sebastian. Jednak po kilku krokach odgłos ustał. Usłyszała jeszcze tylko głos Katy mówiącej jemu, że potrzebuje teraz spokoju.
Wybiegła i dobrała się do roweru, który wczoraj zostawiła w szkole. W kieszeni miała klucze do domu letniskowego więc pojechała w tamtą stronę. Jadąc zaczęły padać krople deszczu. Kiedy dotarła do drzwi budynku i przekręciła kluczyk usłyszała jak podjeżdża inny rower. Zauważyła Sebastiana. Wyskoczył z jeszcze jadącego roweru cały mokry tak jak i ona.
-Zostaw mnie. Potrzebuję spokoju.
Mimo wszystko podbiegł do niej i staną na przeciwko.
-Wybacz proszę.
-Czemu taki jesteś ?-zapytała bezradnie.
-Nie wiem. Sara ja... ja...
Chciał ją przytulić, ale odepchnęła go od siebie,
-Sara proszę.
Spojrzała mu prosto w oczy i jego zielone oczy wbijały się w jej. Czuła jakby rzucał na nią jakiś czar, nie mogła mu się oszpeć.
-Sebastian ... to ja powinnam ... ciebie przeprosić.
-W żadnym wypadku.
Pochylił się delikatnie w jej stronę. Ona  bez chwili czekania czy namysłu przylgnęła do niego i pocałowała. Objął ją i przyciągną jeszcze bardziej do siebie. Całując się Sara poczuła jego słodki smak usty. Delikatny dotyk ich ciał przerodził się w prawdziwy dotyk pełen nadziei. Nie zwracając na nic uwagi oparli się o drzwi i w pewnym momencie wpadli przez otwarte drzwi do środka. Sara zobaczyła jeszcze zielone oczy i rękę Sebastiana zaplątaną  w swoje włosy. Upadli i leżeli tak przez jakiś czas śmiejąc się. Domek na pustkowiu otoczony gęstym, zielonym lasem tętnił teraz życiem.
-Wracajmy do domu.
Powiedział Sebastian i chciał wstać, kiedy coś go objęło za szyję i zmusiło, aby jeszcze przez chwilę tak został jak leżał. Delikatne wargi Sary znowu dotknęły jego.
-Teraz możemy iść.
Dojechali pod dom Sary tam się pożegnali. Wieczorem po zjedzeniu kolacji Sara była w swoim pokoju i rozmawiała z Katy przez telefon.
-Taaa... jest słodki.-powiedziała i nagle zobaczyła jakiś ruch za oknem.-słuchaj muszę kończyć. No no pa.
Podeszła do okna i wpuściła Sebastiana do środka. Przeszedł przez okno stając jedną, bosą noga na parapecie.
-Co ty tu...?
-Naprawdę myślałaś, że do ciebie nie przyjdę?
-Ta....-powiedziała mrużąc oczy.-Powiesz o co chodzi z tymi bosymi stopami?
-A no dobra. Ty jako królowa możesz władać wszystkimi czterema żywiołami. My istoty poza rodu królewskiego tylko jedną. Moją mocą jest woda dlatego tylko tego cię uczyłem. Dzięki bosym stopą wczuwam każdą kropelkę na ziemi i pod nią więc zawsze jestem gotowy do ataku. A poza tym jest mi wygodniej.
Uśmiechnęła się i przytuliła się mocno do niego.Usiedli razem na łóżku opierając się o ściany. W końcu powieki Sary zaczęły się zamykać i oparła głowę na jego nogach. Sebastian zaczął głaskać Sarę po głowie bawiąc się jej kosmykami włosów co ją uspokajało.
W jednej chwili usłyszeli głos tuczącej się szyby na dole.